Byłem przekonany, że ludzie “wymyślili już wszystko”, a jednak nadal nie przestają mnie zaskakiwać. Niestety, nie mówię tego w pozytywnym sensie – często zaskoczenie zbiega się z klepnięciem otwartą dłonią w czoło (krótko mówiąc: facepalm).
Na dzisiaj przygotowałem artykuł o gadżecie, o którego użyteczności nie jestem całkowicie przekonany. Pomysł narodził się w Stanach, gdzie rynek start-up’ów, czyli młodych firm nastawionych na szybki wzrost, jest przesycony pomysłami, które czasami naprawdę wydają się rozwiązywać problemy świata pierwszego (tak, pierwszego). Zastanawiam się czasem, kiedy pomysły te są przesadzone i czy założyciele – często ze znanych uczelni jak Stanford czy MIT – po prostu się nie marnują przy ich realizacji.
Ale zacznijmy od początku.
Wizja – nowe podejście do starego problemu
Flosstime, jak piszą na swojej stronie, oddani są budowaniu prostych, eleganckich produktów w celu zachęcenia lepszych nawyków higieny jamy ustnej oraz zapobieganiu problemom, zanim się pojawią. Założyciele wierzą, że niektóre z największych problemów zdrowia jamy ustnej mogą być rozwiązane poprzez piękny projekt, współczesną technologię i udowodnione procesy utrwalania nawyków.
Pierwsze zdanie poprzedniego paragrafu brzmi naprawdę dobrze. Zadrutowani podpisują się pod wszystkim, co zachęca do lepszej higieny jamy ustnej :). Kolejne zdanie brzmi jak klasyczny “elevator pitch” prosto z Doliny Krzemowej, gdzie każdy start-up chce “zrewolucjonizować ludzkość i sprawić, aby świat stał się lepszy”. Poczekajmy jednak z oceną. Co dalej?
Historia Flosstime
“Magia Flosstime” zaczęła się na kursie bio-designu na Uniwersytecie Stanford, gdzie spotkało się 3 założycieli firmy. Wszyscy troje zauważyli, że postępy w biotechnologii skupiają się na leczeniu, a nie profilaktyce.
80% Amerykanów nie nitkuje regularnie zębów. Szczerze mówiąc podejrzewam, że w Polsce odsetek ten jest podobny, jeśli nie gorszy. Nie mam żadnych statystyk do potwierdzenia tego faktu, dlatego chętnie przeczytam w komentarzach, jeśli u nas sytuacja jest lepsza :).
W Stanach ponoć więcej ludzi wierzy w duchy niż nitkuje zęby ;). A badania pokazują, że nie używanie nici dentystycznej prowadzi do zbierania się bakterii oraz płytki, chorób dziąseł, ubytków, a wszystko to może prowadzić nawet do problemów z sercem, cukrzycy, komplikacji porodowych i innych poważnych problemów ze zdrowiem.
Wspomniani wyżej studenci Stanford doszli do wniosku, że są dwa istotne problemy związane z poruszanym tematem 1) ludzie zapominają o nitkowaniu 2) mają problem z urwaniem fragmentu nici dentystycznej odpowiedniej długości. Cóż, Ameryki nie odkryli, ale brnijmy dalej ;).
W związku z tym stworzyli oni produkt, “który jest tak piękny, że umieszczasz go wręcz na widoku”, a który posiada “technologię utrwalającą nawyk nitkowania” (?). Wszystko po to, aby nie można było o nitkowaniu zapomnieć, a “dawkowanie” nici było tak łatwe, żeby nawet dzieci mogły sobie z nim poradzić.
Czym jest to “cudo” i jak działa? Flosstime, czyli dyspenser nici dentystycznej, jest urządzeniem, które po naciśnięciu wydaje fragment nici o długości 45 centymetrów (18 cali). Dyspenser przykleja się do lustra na linii wzroku. Urządzenie posiada obręcz, która świeci na pomarańczowo, kiedy przestaniemy regularnie używać nici.
Osobom, które w dzieciństwie oglądały Telewizję Mango, być może przypomni się tzw. Pajączek (Nie garb się, jest Pajączek!) – szelki z czujnikiem, które monitorowały postawę dziecka i piszczały, gdy się ono garbiło. Była to metoda typowo behawioralna – garbienie się powodowało denerwujące piski. Być może jakieś efekty noszenia takich szelek były. Pytanie jednak, czy zanim efekty te zostały osiągnięte, to czy ów Pajączek nie stawał się na tyle denerwujący, że szelki odkładane były w kąt?
Dlatego nie jestem przekonany, czy świecąca na pomarańczowo obręcz urządzenia wystarczy, aby zachęcić do nitkowania. Mycie zębów, o ile to możliwe, powinno składać się z irygowania, nitkowania, następnie szczotkowania. Skoro pamiętamy o szczotkowaniu, nie wydaje mi się, że do przypominania o nitkowaniu potrzebne jest urządzenie. Niedługo irygatory zaczną piszczeć, jeśli nie będą regularnie używane. Nie zdziwię się, jeśli zobaczę Flosstime w przyszłości w odcinku “Pani Gadżet”.
Oczywiście nie obyłoby się bez ostatniego, kluczowego zdania na stronie “O nas”, jak na Amerykański start-up przystało 😉 – “Flosstime jest pierwszym dostępnym produktem do higieny jamy ustnej skupionym na profilaktyce, ale jesteśmy pełni pasji i chcemy zrewolucjonizować wszystkie aspekty higieny jamy ustnej”. Nie wiem co Wy o tym sądzicie, ale jak dla mnie pierwszym takim produktem była wykałaczka, a potem szczoteczka do zębów :D. W końcu nawet tzw. ludy pierwotne wykorzystywały kawałki gałęzi i patyczków do czyszczenia powierzchni międzyzębowych, będące prototypem właśnie wykałaczek – zdecydowanie była to profilaktyka, z tą różnicą, że bezpłatna. Nawiasem mówiąc, mimo znacznego postępu technologicznego, są kraje na świecie, gdzie w celach profilaktycznych nadal używa się zwykłych patyczków do czyszczenia zębów i nie ma mowy o szczoteczkach, czy niciach.
Koszt i opinia
Na podstawie poprzedniej części artykułu domyślacie się, co myślę o tym produkcie. Ale skąd moje “obruszenie”, skoro Zadrutowani promują higienę jamy ustnej? Moi drodzy, przechodzimy do ceny. Ceny dyspensera nici dentystycznej :D!
Na wstępie dodam, że obecnie urządzenie jest sprzedawane wyłącznie w Stanach. Kiedy będzie możliwa wysyłka do Europy, do podanych poniżej cen trzeba będzie doliczyć 23% VAT…
Urządzenie Flosstime kosztuje 90 złotych, ale… sprzedawane jest razem z subskrypcją na dosłanie nowego kartridża z nicią co 3 miesiące, jeden w cenie 21 zł. Pierwszy zakup wynosi nas zatem 111 złotych oraz 21 zł co 3 miesiące za kolejny kartridż. W momencie zakupu urządzenia nie można zrezygnować z tejże subskrypcji – domyślam się (choć może nie mam racji), że można to jedynie zrobić po dokonanym zakupie.
Urządzenie kosztuje zatem 90 zł, a jego roczna eksploatacja (pomijając koszt 2 baterii AA co 6-9 miesięcy) wynosi 84 zł… czyli blisko równowartość samego urządzenia. Jeden kartridż w cenie 21 zł zawiera 50 metrów nici, czyli tyle samo, co 50 metrów Oral B Essential Floss za niecałe 9 zł w HappyDental. (Niestety z niezrozumiałych mi powodów, przytoczona przykładowa nić bywa często dwukrotnie droższa w zwykłych sieciowych sklepach, dlatego tym bardziej warto kupić jej od razu więcej przez internet.)
Słyszałem na dodatkowym materiale na YouTube, że Flosstime jest dobry, bo “out of sight, out of mind” – czyli nie myślimy o tym, czego nie widzimy. Z całym szacunkiem, ale nie potrzebuję przyczepiać urządzenia wielkości dłoni do lustra na linii wzroku, aby pamiętać o pudełeczku nici dentystycznej, która może stać przede mną na półeczce przed lustrem. Jeśli ktoś nie widzi nici na półeczce, nie zauważy urządzenia, choćby miał je zawieszone je na szyi.
Na marginesie, napisy na kubkach do kawy “Uważaj, gorące” oraz napisy na lusterkach samochodowych “Pojazd w odbiciu może być bliżej, niż Ci się wydaje” przybyły do nas również ze Stanów. Słuchajcie, lubię angielski, lubię Stany, mam tam rodzinę, byłem w USA nie raz, także nie celuję tu w naród, tylko firmy, które chyba po prostu zakładają, że ludzie nie są osobami myślącymi. Jakby to dzisiejsza młodzież powiedziała – przepraszam za “rant” ;).
Oczywiście gdyby urządzenie było sprzedawane za połowę swojej obecnej ceny i można było uzupełnić je dowolną nicią (np. poprzez automatyczne “przekręcenie” czystej nici z pudełeczka dowolnej marki do wewnątrz urządzenia), moje podejście do Flosstime prawdopodobnie byłoby odmienne, być może nawet pozytywne. Może po prostu jestem jedną z tych osób, która ma nawyk nitkowania, więc nie potrzebuję przypominania o tym poprzez umieszczenie migającego urządzenia przed twarzą na lustrze ;).
Flosstime plusuje natomiast tym, że w zestawie z urządzeniem znajduje się plastikowy uchwyt, na który można nawinąć nić, jeśli ktoś ma grube palce, a przestrzeń międzyzębowa jest trudno dostępna. Podoba mi się również to, że w reklamie wystąpiła dziewczynka z aparatem ortodontycznym ;).
Jeśli kogoś interesuje to urządzenie, mimo że nie jest jeszcze u nas dostępne, reklama na YouTube znajduje się tutaj.
Na Zadrutowanych znajdziecie również artykuł pt. 4 podstawowe błędy nitkowania.
Jeśli natomiast brakuje Wam nici, na HappyDental do wyboru do koloru :).
A co Wy myślicie? 111 zł za dyspenser i 21 zł co trzy miesiące (+23% VAT)? Za pierwszy zakup mogę kupić dwanaście 50-cio metrowych nici i osobiście przy tym wariancie na razie pozostaję :).
Jeśli znajomi planują wyprostować swoje zęby, podajcie im nasz adres 😉💕!
Jeśli jeszcze tego nie zrobiła(e)ś, dołącz do nas na Instagram 🌅 oraz Facebook 👍.