Pierwszą uwagą, jaką usłyszałem od dentysty przy okazji wspomnianego już przeglądu stomatologicznego, było “zęby do czyszczenia”. Było to dla mnie spore zaskoczenie, ponieważ około 3 tygodnie wcześniej odbyłem wizytę u higienistki. Zakomunikowałem ten fakt dentyście, na co on odparł, że w takim razie nie myję dokładnie zębów. Możecie zrozumieć moje jeszcze większe zaskoczenie po usłyszeniu tego przypuszczenia :D.
Po chwili doszliśmy do porozumienia. Powiedziałem, że higienistka wykonała skaling (przy pomocy skalera) i polish cleaning. W odpowiedzi usłyszałem, że po prostu w przestrzenie międzyzębowe (a właściwie tylko do nich była uwaga potrzeby czyszczenia) nie można dotrzeć przy pomocy skalera, ponieważ w moim przypadku zęby ustawione są po prostu ciasno.
W przeciwieństwie do skalingu, ostatnie piaskowanie miałem wykonane faktycznie dosyć dawno – przypuszczam, że kilka miesięcy przed założeniem aparatu (które, oczywiście, i tak poprzedziła wizyta u higienistki tuż przed). Pomimo moich starań dotyczących higieny (irygator, nitkowanie, szczoteczka soniczna, płukanie płynami) dbać o przestrzenie między dużymi, ciasno ułożonymi zębami, jest po prostu trudniej. Dlatego skorzystałem z okazji i zapisałem się od razu na piaskowanie, o czym dzisiaj słów kilka :).
Zabieg piaskowania polega na oczyszczaniu zębów przy pomocy strumienia wody zawierającej bardzo drobnoziarnisty piasek, który pod ciśnieniem z łatwością usuwa osad i przebarwienia.
“Piasek” (będę tak potocznie odnosił się do wspomnianej mieszanki) może być neutralny lub smakowy. Na mojej wizycie posłużono się smakiem miętowym :).
Poza zabezpieczeniem moich ubrań przy pomocy fragmentu materiału oraz założeniu okularów na oczy, na usta założono mi ciekawy, elastyczny ochraniacz. Przypominał on nieco plastikowe narzędzia służące do odsunięcia ust podczas robienia pierwszych zdjęć zębów jeszcze przed założeniem aparatu. Tu drobna wskazówka dla Czytelników płci męskiej – o ile nie macie stałego zarostu, ten kilkudniowy jednak bym zgolił przed wizytą. Zabezpieczenie na usta dwukrotnie mi z nich uciekło, jeszcze przed zabiegiem – wydaje mi się, że mój ~5 dniowy zarost nie pomagał w tej sytuacji. Po trzeciej próbie założenia nie było z nim więcej problemów.
Zabieg piaskowania nie jest specjalnie przyjemny, ale nie powinien być też bolesny. Ssak w ustach na stałe, urządzenie do podawania strumienia wody z piaskiem oraz drugi ssak (obsługiwane w parze) – sporo się dzieje w małej przestrzeni ;). Chyba nie muszę pisać, że odczuwa się wrażenie, jakby miało się piasek w ustach, bo… dosłownie tak jest ;). Także przez jakiś czas może być mniej przyjemnie, ale nie jest to nie wiadomo jak duży dyskomfort.
Osoby, które łatwo obrzydzić, mogą ominąć ten paragraf. Po zakończonym zabiegu pierwsze splunięcie do “splujki” przy fotelu, miało zaskakująco sporo krwi. Przypomniałem sobie, że chyba przy ostatnim piaskowaniu było podobnie. Złapałem za kubeczek i zacząłem płukać usta, bez pośpiechu, raz po raz. Wydawało mi się dziwne, że lekkie pieczenie zamiast znikać, nieco przyrasta na sile. Pani dentystka uzupełniła mój kubeczek wodą, a ja namiętnie starałem się wypłukać wszystkie szczeliny moich ust z piasku. Pieczenie jeszcze bardziej narastało… Znacie ten żart, jak ktoś próbuje wypłukać szampon z włosów, a ktoś inny po cichu im go dolewa na głowę? Właśnie tak się przez chwilę czułem ;D.
Zapytałem, czy to pieczenie długo się utrzyma, na co Pani dentystka odpowiedziała, że wodę utlenioną stosuje się w celu zapobiegnięcia krwawienia ust. I wszystko jasne – pierwsze dwa kubeczki to była woda utleniona haha! Dopiero do kolejnego płukania dostałem już zwykłą wodę… nieco mi ulżyło ;).
Lekkie szczypanie w ustach utrzymywało się może 10-20 minut.
Na koniec na zęby nałożono fluor i zalecono nie myć zębów wieczorem. Hoho, to mi się upiekło ;). W ten sposób fluor mógł zostać dłużej na zębach.
A Ty, kiedy ostatni raz piaskowałaś/eś zęby :)?
Jeśli znajomi planują wyprostować swoje zęby, podajcie im nasz adres 😉!
Jeśli jeszcze tego nie zrobiła(e)ś, dołącz do nas na Instagram 🏖 oraz Facebook 👍.